Wszystko zaczęło się od marzenia — o domu, który miał stać w Siadle Dolnym. Mieszkanie w kamienicy Patrycja odwiedziła przypadkiem. Pewnego dnia, przejeżdżając ulicą Bolesława Śmiałego, zauważyła Panie wywieszające baner z napisem „na sprzedaż”. Zaiskrzyło i zamiast domu Patrycja kupiła mieszkanie w kamienicy — ze skrzypiącymi oryginalnymi deskami podłogowymi, odsłoniętym spod warstwy tynku ceglanym murem i maleńkim balkonem z widokiem na podwórko. — „Już po przekroczeniu progu wiedziałam, że to mój kawałek świata. Momentalnie przeniosłam się w czasie do lat dzieciństwa, do kamienicznego mieszkania babci Marysi, u której spędzałam całe wakacje”. Remont trwał pięć miesięcy. Wszystkie wnętrza zaprojektowała Patrycja. Właścicielka od samego początku kierowała się chęcią ratowania starych mebli. Z wielkim zaangażowaniem wyszukiwała je, następnie zlecała do renowacji. Później cierpliwie czekała. — „Na starą, drewnianą szafę, którą zapragnęłam mieć po obejrzeniu AmbaSSady, czekałam niemalże jak na dziecko — 8 miesięcy!” — śmieje się. Drugie życie dostały także stół i kredens, dostosowane do nowej funkcji. Z czasem dołączyły do nich dwa krzesła, które Patrycja ręcznie oszlifowała i naolejowała.
Pasję do dizajnu udało jej się połączyć z zamiłowaniem do sztuki i roślin, które jak rzeźby odnalazły się w jej sąsiedztwie. — „Mam 72 rośliny doniczkowe, ostatnio z synem je liczyliśmy. To jest strelicja, czyli rajski ptak. To, afrykańskie drzewo, raz w roku puszcza soczyście pomarańczowe kwiaty. A to hibiskus, bluszcz, monstera i aloes. A tam pieniążek, czyli Pilea peperomiowata wdzięczy się w towarzystwie filodendrona. Wreszcie kaktus meksykański, palmy, no i kompozycje z suszonych kwiatów, które kupuję w moich ulubionych szczecińskich kwiaciarniach, Sote i Leśna, z pod których zawsze odjeżdżam z pełnym bagażnikiem” — mówi właścicielka, po czym zaprasza nas do kuchni z wyjściem na niewielki balkon. Tam z czułością opowiada o pnącej się, oszałamiająco pachnącej wisterii, babcinym ogródku i przyjemnym rytuale, bez którego dziś nie wyobraża już sobie swojej codzienności. — „Babcia od strony dziedzińca miała swój ogródek, do którego wchodziło się przez pergolę oplecioną różami. Po lewej stronie była rabata z wysokimi naparstnikami, po prawej zaś — wielka jabłoń, która obradzała papierówkami. Poza nią rabaty kwiatowe i krzewy bukszpanu. Pamiętam róże, stokrotki, obłędnie pachnące maciejki, lilie, goździki i tulipany. Na końcu ogródka znajdowała się grządka z pietruszką, marchewką i selerem. Kawałek ziemi za rabatą oddzielony był od niej pergolą z bluszczem. Tam babcia Marysia stawiała miedzianą wanienkę, w której pluskałam się razem z dzieciakami z kamienicy. Z tego miejsca lubiłam podziwiać wielką winorośl, która otulała ścianę budynku. Była tak wielka, że sąsiedzi z pierwszego piętra mogli podjadać owoce. Uwielbiałam zapach tego ogródka, zwłaszcza podlanego. Może dlatego mam taki rytuał, że co dzień rano siadam na balkonie z kawą, koniecznie w ulubionej porcelanie, i czytam książkę. Mam wrażenie, że gdy tego nie zrobię, dzień nie będzie dla mnie pomyślny. À propos porcelany, to chyba okazja, aby się z niej napić?”.
Po chwili rozkoszny zapach herbaty z pomarańczą, anyżem i syropem imbirowym, a zaraz potem cielęcego rosołu, przywołuje błogie wspomnienia z naszego dzieciństwa.
Zdjęcia: NeNo Michał Szałkiewicz