Najpierw drzwi. Przekornie zwykłe. Dalej przedpokój wygląda jak abstrakcyjny obraz. Od razu wiadomo, że mieszka tu artystyczna dusza, piękna i kolorowa jak motyl. W salonie kolory przyciągają swoim jestestwem: róże i żółcienie, błękity i zielenie — zlewają się w emblemat radosnej twórczości. Figurki zwierząt, stojące lub siedzące: tygrys, kogut, żyrafa, koń. Rybki to prawdziwe protagonistki, w materialnych resztkach zapisana historia. Nad sofą obitą butelkową zielenią kilka obrazków, plakat filmowy z lat 80. Obok wdzięczy się stolik patyczak. Jak większość mebli, odrestaurowała go Aga. W kredensie pod ścianą serwis Włocławek i kobaltowo-białe fajanse z Delftu. Jadalniany stół przykryty dzierganą serwetą, na talerzyku maślane ciasteczka, jakimi częstowała mnie moja prababcia. Nad wszystkim góruje żyrandol. Złoty, kryształowy, skrzy się i mieni, pamięć peerelowskiego sznytu z rozłożonego na ziemi brezentu. Następnie sypialnia, tu ciepłe tony, powściągliwy kremowy, śmietankowe zasłony, poduszki i koce z chwostami, dywan w etniczne wzory. Żółta witryna dźwiga bibeloty, które w obfitości dostarczyły okoliczne śmietniki. Przedmioty niekoniecznie cenne, niekoniecznie potrzebne, ze świata, który przeminął. Są i figurki psa w biskwicie na stoliku z wysłużonej skrzyni, i maneki-neko, kot z podniesioną w geście powitalnym łapą. Przy łóżku lustro „drugiej świeżości”. Widziało niejedno. Łazienka to wisienka na torcie, rozjarzona złotem i turkusem, krwistą czerwienią bijącą z witryny, w której Aga przechowuje zdobne flakony.
Oto wnętrze jak pucharek lodów, wypełniony po brzegi owocowymi lodami, albo bombonierka, smakowite pudełko czekoladek, które zalecamy jeść małymi kęsami.
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz