Tęsknie za sienią klatki schodowej, elegancją, zaklętą w marmurze.
Tęsknie za przejściem bramnym, wehikułem podróży w meandry czasoprzestrzeni.
Tęsknie za zapachem, który wciąga do środka, szczelnie wypełnia klatkę schodową, zaprasza do eksplorowania świata w wymiarze mikro. Mikroświata.
I za orłem z rozpostartymi skrzydłami, który drapieżnie go strzeże.
Tęsknie za zbłąkanymi pszczołami, przysiadłymi w bramie w drżącym bezruchu.
Za fonosferą podwórza tęsknie. Ciszą przerywaną tępym odgłosem, ciężkim, choć przytłumionym — zamykanego fortepianu. Pojedynczymi dźwiękami trąbki, grzmotem perkusji, delikatnymi glissandami i flażoletami smyczków — rozmaitymi tonami, rozrzuconymi w czasie i przestrzeni.
Tęsknie za fontanną, niegdyś strzelającą fallicznym strumieniem, dziś szemrzącą cicho i nieprzerwanie.
Tęsknie za schodami, skrzypiącymi, gdy się po nich stąpa i za drzwiami tęsknie, ciężkimi, drewnianymi, za którymi mieszkanka nie pierwszej młodości, pędzi domową egzystencję.
Tęsknie za ażurowością balkonowych balustrad, tralek uświęconych patyną czasu.
Tęsknie za dźwiękami, wydostającymi się z okien oficyn: głosami i odgłosami, pogłosem i echem, wtapiającym się w gzymsy, opaski okienne, fryzy i plakiety, ginącym w zakamarkach murów.
Tęsknie za sienią klatki schodowej, tej z olejną lamperią i posadzką z lastryka, trzewiami jednej z oficyn.
Tęsknie za sylwetką kamienicy, odcinającą się od nieba jasną bryłą.
*
Czy można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie zaznało?
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz