Mieszkanie Krzysztofa znajduje się w sercu Szczecina, w jednej z eklektycznych kamienic przy malowniczej alei Papieża Jana Pawła II – czyli w kultowym miejscu spotkań, gęsto wypełnionym efektownymi budynkami z minionych epok. Wybór tej lokalizacji nie był przypadkowy. Kiedy kilka lat temu Krzysiek niedaleko stąd otworzył swoją restaurację „Spotkanie”, już wiedział, że chciałby w tym miejscu również zamieszkać.
Oglądając zdjęcia przedstawiające zrujnowany lokal, który kupił Krzysztof, trudno uwierzyć, że to ta sama przestrzeń, którą można zobaczyć dzisiaj. Mieszkanie popadające w ruinę przez kilkadziesiąt powojennych lat, choć było w fatalnym stanie, dawało kilka okazji do zachwytu, które sprawiły, że Krzysztof od razu pokochał je całym sercem. „Było za późno na rozsądek” – śmieje się. Tylko dzięki odwadze i intuicji udało mu się sprawić, że lokal stał się tym, czym jest dzisiaj – domem, do którego uwielbia wracać.
120-metrowe mieszkanie wymagało kapitalnego remontu. Układ pomieszczeń zmiany, instalacje oraz okna wymiany, drewniane podłogi renowacji, otwory drzwiowe powiększenia, a stolarka drzwiowa, której nie udało się zachować, odtworzenia na wzór oryginalnej. Restauracja oprawy sufitów okazała się najbardziej uciążliwa z powierzonych prac. Rzeźbione rozety i listwy sufitowe zachowały się jedynie w salonie, w pozostałych pomieszczeniach posypały się przy pierwszej próbie oczyszczenia. Do tego Krzysztof nie miał szczęścia do ekip, dopiero trzecia okazała się rzetelna.
Krzysztof to wielbiciel stylu mid-century modern, niespiesznych śniadań, koni i podróży, z których przywiózł pomysł na to wnętrze. Punktem wyjścia było opracowanie palety barw. Inspirację czerpał z ukochanej Italii, są więc chromatyczne kolory sufitów i ścian, a wystrój hołduje umiarowi.
W przejrzystej i oszczędnej przestrzeni pojawia się kilku znaczących bohaterów. Trudno wyobrazić sobie lepszą ekspozycję dla znajdującej się w korytarzu toaletki z komisu, wyprodukowanej w latach 60. XX wieku. W salonie to żyrandol typu Stilnovo – przyprawiony patyną klasyk oświetlenia z połowy wieku. Dalej wielkoformatowe zdjęcia przedstawiające osobliwe kompozycje roślinne autorstwa Dominika Tarabańskiego i formy, które rozbudzają wnętrze: instalacja z kulek pochodzi ze Szkoły Podstawowej w Strzelczynie, lustro w soczyście pomarańczowej ramce z manufaktury w Ćmielowie, marmurową rzeźbę o organicznym kształcie gospodarz przywiózł z Rzymu. Meble to głównie „upolowane”, a następnie reanimowane klasyki dizajnu. Wyprodukowany w 1960 roku kwietnik w kształcie nerki to łup z pchlego targu w Berlinie. Wysłużony fotel na kółkach i marmurowe stoliki z lat 70. XX wieku Krzysztof wyłowił z czeluści OLX-a. Wersalkę, wciąż żywą w sercach tych, którzy pamiętają stylistykę dekady rodziców i dziadków, odkupił od przyjaciół. Na potrzeby wnętrza obił ją tapicerką w zgaszonym odcieniu granatu.
Dzięki temu, że mieszkanie jest za duże dla jednej osoby, Krzysztof wpadł na pomysł, by zaaranżować pokój, który będzie centrum życia towarzyskiego. W urządzonym dla przyjaciół wygodnym pomieszczeniu stanął więc wskrzeszony barek i przepastna zabudowa kuchenna w pikantnym odcieniu chilli. Tworzy ona wyborne tło dla otaczających zaoblony stół ikonicznych krzeseł S34 zaprojektowanych w 1926 roku przez Marta Stama, czy foteli inspirowanych kultowym modelem CH07 znanym jako Shell Chair projektanta Hansa J. Wegnera. Znaczące dopełnienie tego wnętrza stanowią sygnowane grafiki Nikodema Szpunara. Wazon z Ćmielowa to model Flora zaprojektowany przez Danutę Duszniak.
Wystrój odizolowanej od reszty pomieszczeń sypialni – czy też pokoju kąpielowego gospodarza – to gra subtelnych kontrastów. Fantazja Krzysztofa podpowiedziała mu kompozycję z wolnostojącą wanną na lwich łapach, intrygującą na tle zabudowy garderoby.
Zabudowy w domu – kuchenne i garderobianą – zaprojektował przyjaciel Krzysztofa, Bartek Środecki. „To projekt nawiązujący do modernizmu. Funkcjonalny, prosty w formie, neutralny. Nawet jeśli wciąga grą kolorów, pozwala, by na jego tle wyróżniały się wyjątkowe przedmioty” – mówi.
Łazienka stanowi wisienkę na torcie. Rozjarzona złotem i granatem bijącym od smukłych, połyskujących płytek, jest dumą gospodarza. Dzięki natryskowi, który dyskretnie wtapia się w tło, i dużej tafli lustra dublującej przestrzeń udało się osiągnąć zamierzony efekt i optycznie powiększyć to długie i wąskie pomieszczenie.
Planując swoje miejsce na ziemi, ulokowane w scenerii jednej z reprezentacyjnych alei Szczecina, Krzysztof odrzucił puste ozdobniki na korzyść starannie dobranych detali i funkcjonalnych akcentów – podstawowych elementów wyposażenia. Powstało wnętrze hołdujące minimalizmowi, zespolone nietuzinkową paletą barw – smaczną jak pucharek lodów wypełniony po brzegi owocowymi kulkami albo bombonierka, smakowite pudełko czekoladek, które zalecamy jeść małymi kęsami.