On jest technologiem i projektantem mebli, ona – notariuszką. Do swojej kancelarii rusza codziennie rano rowerem. Chwila na medytację i zebranie myśli. Dziś znów zadzieją się poważne rzeczy. Po intensywnym dniu dobrze jest wrócić do domu. W prostocie proporcji i harmonii kompozycji można odnaleźć wyciszenie i spokój.
Ewa i Bartek o mieszkaniu w kamienicy marzyli od zawsze. W tym wnętrzu zakochali się od pierwszego wejrzenia. Mieszkanie miało oryginalny elementy wystroju: skrzypiące podłogi, drewniane drzwi, i ponad trzy metry wysokości. Co ważne — znajdowało się we wspaniałej okolicy — tuż przy alei Papieża Jana Pawła II, w sąsiedztwie Jasnych Błoni. „Wprowadzając się, nie myśleliśmy o dużym remoncie — jedynie o przemalowaniu ścian. Mieliśmy to szczęście, że poprzedni właściciele odnowili je z poszanowaniem historii miejsca, zostawiając nam wdzięczną bazę. Wstawiliśmy więc mnóstwo odrestaurowanych przeze mnie staroci, a wnętrze ubraliśmy w kolory. Dużo kolorów” — śmieje się Ewa. „Minęło sześć lat, zanim zgodnie stwierdziliśmy, że oboje potrzebujemy przestrzeni, która koi i w której dobrze się odpoczywa. Minimalistycznej, lekkiej, w ponadczasowej estetyce” — dodaje.
Tym razem zamiast kosmetyki, para zdecydowała się na generalny remont. Zmianie uległ układ pomieszczeń, nowe życie dostały także pomieszczenia kuchni oraz łazienki. W pracy nad nowym wnętrzem pomysły przynosiła Ewa, a Bartek podejmował ostateczne decyzje. W koncepcji Ewy jednymi z istotniejszych wyzwań było dobranie kolorystyki oraz znalezienie odpowiedniego kontekstu i miejsca do ekspozycji dodatków i mebli stolarskich. Niektóre z nich zaprojektował Bartek. Inne Ewa upolowała na targach staroci, aukcjach internetowych, OLX-ie, platformie Westwing i sklepach sieciowych, takich jak Zara Home, H&M Home, JYSK, IKEA. Para wybrała paletę kolorów ziemi. We wnętrzu pojawiło się więc bogactwo różnych materiałów w zbliżonej, stonowanej kolorystyce: beżach, kremach, miękkich tonacjach szarości i odcieniach drewna. Ważnym elementem wystroju, który przełamuje lekkość przestrzeni, stał się ciężki, drewniany stół jadalny. „To była najbardziej żmudna renowacja, jaką przeprowadziłam. Przez tydzień, za pomocą ręcznej cykliny, usuwałam stary brązowy lakier, co — ze względu na mnogość detali — było prawdziwym wyzwaniem. Zależało mi na efekcie jasnego drewna, więc uparłam się na jego wytrawienie” — wyznaje Ewa. Towarzyszą mu duńskie krzesła vintage, kolejny łup właścicielki. Zestawione ze współczesnym oświetleniem oraz meblami: biurkiem i taboretem z brzozowej sklejki Plywood Project, rattanowym fotelem IKEA, czy komodą Hübsch funkcjonują w symbiotycznej zgodności. Na liście priorytetów uplasowały się wysoko także przestronna sypialnia, funkcjonalna kuchnia i łazienka, która dzięki zabiegowi ułożenia w jodełkę płytek na ścianach, dodaje całemu projektowi szczypty ekstrawagancji. Indywidualny charakter przestrzeń zyskała dzięki detalom. Prostota form stała się idealnym tłem dla wyeksponowania pamiątek z podróży, głównie skarbów z pchlich targów. Ewa przyznaje, że choć w poszukiwaniu inspiracji chętnie sięgała do Internetu i VOGUE-a, który kolekcjonuje, w procesie aranżowania sporo miejsca pozostawiła na intuicję. Musimy przyznać, że ta jej nie zawiodła.
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz