Tak sobie myślę, że zwiedzanie szczecińskiej starówki to rodzaj biegu na orientację. Plątanina brukowanych uliczek, które zamieniają się w galerię sztuki, po której najlepiej poruszać się rowerem. Albo szybkim marszem, co by dnia nie zabrakło.
Sienna i Kuśnierska to głównie kamienice. W poszukiwaniu tej najładniejszej trafiam na Kurkową i kamienicę Loitzów. Kameralny kontakt ze sztuką. Na wschód od Kurkowej, Zamek Książąt Pomorskich piętrzy się swoją bryłą. Krużganki, bramy, zakątki i zakąteczki. Oto zamkowy dziedziniec. Dalej Kuśnierską, przez Farną i wzdłuż Końskiego Kieratu. Na placu Orła Białego aż ciasno od atrakcji – monumentalne kamienice, eleganckie adresy i włoski makaron. Wszystko obok wszystkiego.
X
X
Do tramwaju na Wały Chrobrego wsiadam na Wyszyńskiego. Mogę jechać kanciastym, żółtym, mogę i nowoczesną, smukłą pesą. Z Tarasów Hakena widok na nabrzeże i dumnie stojące dźwigozaury. Z trasy zamkowej ruch uliczny syczy. Kto ma tego dosyć, może przejść na tyły, za Rotundę Północną, by Szczerbcową dojść do Parku Żeromskiego, wniknąć w głuszę gdzieś koło Plantowej, tam, gdzie latem, korony drzew przypominają wielki żagiel.
Za to na rogu Małopolskiej i Jana Matejki zachwyca gmach filharmonii. Założę się, że czuwa nad pomyślnymi transferami tego skrzyżowania. Tu w Bramie Królewskiej mnóstwo się dzieje. Pomiędzy stolikami – pod czujnym okiem babć i dziadków – harcują odurzone wolnością dzieci, leje się gorąca czekolada i kruszą z czekoladą ciastka. A ja z tych scen układam moją historię o starym mieście.
X