„Każdy, kto tu mieszka, słysząc Rzeźnik z Niebuszewa, zaczyna momentalnie ziewać”. O codzienności na Niebuszewie, rozmawiam ze szczecińską projektantką wnętrz, Magdą Białek.
Jak się zaczęło Twoje zainteresowanie wnętrzarstwem?
Zaczęło się od The Sims. Wiem, to dziwne, wręcz dziwaczne – niemal kuriozalne, ale to gra „pchnęła” mnie na tę ścieżkę zawodową. Okazało się, że meblowanie sprawia mi nieprzytomną przyjemność, że właściwie to jedyne zajęcie, przy którym potrafię się zatracić.
Poza projektowaniem wnętrz, jesteś jedną z pomysłodawczyń Level UP design. Prowadzicie kurs dla początkujących architektów, projektantów i stylistów wnętrz. Co Was wyróżnia?
Z Justyną i Magdą postawiłyśmy sobie za zadanie przetrzeć szlaki dla wszystkich uczestników kursu. Ułatwić im zawodowy start. Mówimy dużo i głośno o środowisku naszej pracy, o zasadach na gruncie branży projektowej, o naszych fakapach, które nie uchodzą tu na sucho. Co istotne, nie przesłaniamy teorią praktyki. Ćwiczenia, warsztaty i wizyta na budowie są nieodzowne.
Mieszkasz na Niebuszewie. Jak się tu czujesz?
Nie zżyłam się z tą dzielnicą, z tym osiedlem. Nie mam pojęcia na przykład o tym, co znajduje się po drugiej stronie ulicy. Nie mam potrzeby poznania i ciekawości Niebuszewa. Wydaje mi się, że to kwestia tego, że się tutaj nie wychowałam. Jestem jak przybysz wyrwany z „terytorium”; dziewczyną z prawobrzeża, która nie umie, a może nie chce przystosować się do tutejszych warunków.
Gdzie się wychowałaś?
Całe dzieciństwo spędziłam na osiedlu Słonecznym. Później krótki czas mieszkałam na Bukowym. Do Kijewa, do domu — bo dotychczas były to mieszkania na wielkopłytowym osiedlu — przeprowadziliśmy się w 2001 roku. Miałam wtedy 14 lat. Tam mam dziadków, tam poznałam Roberta, stamtąd mam najwyraźniejsze wspomnienia. Teraz rozumiesz, prawobrzeże, które znam i z którym zżyłam się od dzieciństwa nie może się równać z Niebuszewem. To lewobrzeże jest takie … do życia dorosłego. Tu praca, tu sklepy, tu coś. Typowo miejski pejzaż i miastowe mieszkanie. Kiedyś na pewno stąd uciekniemy.
Potrafisz tu odpoczywać?
Tak naprawdę odpoczywam u rodziców Roberta, w Wielgowie. Albo u taty mojego, w Kijewie. Tam życie toczy się nieśpiesznie. Tam mogę zwolnić, może nawet trochę się ponudzić. No i człowiek jest tam bliżej natury. Myśmy las mieli za płotem. I kury, jak na wsi. Nasze dziewuchy [Bunia i Beza], miałyby gdzie chodzić.
Zdecydowałaś się na mieszkanie z rynku pierwotnego. Dlaczego?
Wizja kapitalnego remontu zupełnie mnie przytłoczyła, a mieszkania z rynku wtórnego tego właśnie wymagały. Tutaj od razu mogłam wejść z podłogą, z malowaniem, szybko się wprowadzić. Jeśli chodzi o wybór lokalizacji, osiem lat temu deweloperzy nie wznosili tak jak teraz — do wyboru było osiedle na Warszewie, ciasne, gęsto zabudowane no i na Przecławiu. Nie podobało mi się. Nowa Cegielnia była wyjątkowa. Do dziś ujmuje kameralną atmosferą, dobrze zagospodarowanymi przestrzeniami wspólnymi i dostatkiem zieleni. Budynki są niskie, najwyżej czteropiętrowe, mają balkony i tarasy. Latem to taka moja oaza zieleni.
Jak wyglądało mieszkanie gdy je kupiłaś? Jaki miałaś na nie plan?
Puste ściany i parapety. Paskudne, granitowe parapety. Grobowe takie. Ale były! Mogłam zorganizować prawdziwą parapetówkę. Z zastanego układu nie byłam zadowolona. Wejście z holu do sypialni wydawało mi się mało intymne. Poza tym grzejniki, równie paskudne. I ogromne. Były nie w tych miejscach w których sama bym je rozlokowała. Podobnie z gniazdkami elektrycznymi — stąd tu tyle przedłużaczy — i punktami wodno-kanalizacyjnymi. Mój późniejszy projekt musiałam dostosować do wszystkich przyłączy. Gdybym była wtedy bardziej zorientowana w temacie — bo to jeden z tych aspektów, o których informuje nas dobry projektant wnętrz na długo przed oddaniem kluczy do mieszkania — dokonanie zmian mogłyby odbyć się bezkosztowo. Chodzi o to, że decydując się na mieszkanie, które jest na etapie „dziury w ziemi” lub wczesnym etapie budowy, można udać się do projektanta wnętrz, który wykona dla dewelopera projekt zmian lokatorskich.
Pytasz o to, jaki miałam plan na to mieszkanie. Myślę, że trudno było mi dopasować projekt do pierwszego zakupu. Tę komodę znalazłam w antykwariacie w opłakanym stanie. W dodatku rudą. Nie czuję koloru pomarańczowego we wnętrzach, a ta właśnie taka była. Piękna wewnętrznie. Sprzedawca zaproponował, że jego znajomy weźmie ją do siebie i odnowi. Ja zmieniłam tylko uchwyty.
Niebuszewo cieszy się szczególnie złą prasą. Czy słusznie?
Rzeźnika z Niebuszewa nie muszę przedstawiać, bo poza paroma wyobcowanymi jednostkami w Szczecinie nie ma nikogo, kto by o nim nie słyszał. Poza tym, na „starym” Niebuszewie zdarzyło się swego czasu kilka rozpraw nożowych i przestępstw kryminalnych. Ale tamtego Niebuszewa już nie ma. Spotykają się tu ludzie różni, fakt, jednak obywa się bez konfliktów. Niebuszewo jest różnorodne, może stąd ten rozdźwięk między zewnętrznym wizerunkiem dzielnicy a sposobem jej postrzegania przez mieszkańców.
Komu poleciłabyś tę dzielnicę?
Nie poleciłabym Niebuszewa jako dzielnicy. Ani jako miejsca do mieszkania. Może poleciłabym moje osiedle, bo znam je dobrze, bo rozmawiam z sąsiadami, wiem że są zadowoleni. To miejsce doceniane przez młode rodziny, studentów, no i inwestorów — mieszkania, tutaj, to chodliwy towar.
Czego Ci tu brakuje?
Chciałabym więcej poruszać się komunikacją miejską. O ile stare, dolne Niebuszewo jest dobrze skomunikowane, górne Niebuszewo ma w zasadzie jeden autobus, który przemieszcza się o zaledwie kilka przystanków. Gdybym więc miała pojechać do ojca, do Kijewa, to czekała by mnie podróż z trzema przesiadkami. Dostęp do kultury też jest tu ograniczony. Pamiętam, że na Bukowym był osiedlowy dom kultury, organizowane były zajęcia plastyczne, z gliny można było coś ulepić. O, i zżytej wspólnoty mi brakuje. Na osiedlu jest sześć bloków. Trzy tworzą jedną wspólnotę, trzy drugą. Między nami panuje permanentny konflikt.
A co masz pod dostatkiem?
Sklepów jest tu od zasrania. Nie, nie przesłyszałaś się — od zasrania. Lidl przy Duńskiej, Lidl przy Bandurskiego, Biedronka w Starej Cegielni, kolejna pięćset metrów dalej, przy Duńskiej. Zresztą tam jest wszystko: Netto, Tesco dwa cztery, stacja benzynowa. Żabki? Dookoła jak okiem sięgnąć. Człowiek tu z głodu nie padnie.