Kadr 1. Kuchnia
Kuchnia jest kameralna. Na prostym okrągłym stole, który dopiero co dźwigał michę z kurkami, zamieszkała jakiś czas temu dynia i zasuszone kwiatostany hortensji z kamienicznego przedogródka. Nad blatem roboczym artefakty: dzbanki, sosjerki, spodeczki, jajcarki, wyszczerbione szklane butelki. Mocno wyeksploatowane deski do krojenia, filiżanki, kubki, karafki. Część z nich miała szczęście. Przygarnięte przez Edytę dożywają swoich dni, pomagając jej w kuchni. W zlewie szklanka z niedopitą białą kawą. Uchylone trawiastozielone drzwi prowadzą do spiżarki. Pragnienie każdej pani domu. Przekrzywiam głowę i czytam nazwy na słoikach: soczewica, płatki migdałowe, mąka jaglana, miód. Są i przetwory: dżemy z truskawek i fig, brzoskwinie z wanilią, syrop z kwiatów czarnego bzu. W powietrzu unosi się zapach suszonych leśnych grzybów, wspomnienie ostatniego grzybobrania, które rozgrzewa. Z kuchni zaglądamy na balkon, tycią kryjówkę i enklawę dla Jej codzienności, latem pełną nęcących zapachem ziół, krzaczków obsypujących się małymi, słodkimi poziomkami, malinami, truskawkami, pomidorami, których zapach po całym dniu na słońcu jest oszałamiający. Myślę sobie, że kiedy te wszystkie drewniane skrzynie i doniczki z gliny i torfu wypełnią sadzonki, nasycić będzie można się już samym widokiem.
Kadr 2. Przedpokój
Na ścianie wisi tablica z odręcznie wypisanym menu. Sprawdzam, co w tym tygodniu czeka domowników. Będą krokiety ziemniaczane ze szpinakiem, w towarzystwie surówki Coleslaw, i tarta na cieście francuskim z łososiem, gruszką, pod pierzynką z sera camembert, będzie kurczak po koreańsku, podany w słodko-pikantnym sosie, oprószony sezamem.
Kadr 3. Pokój dzienny
Z przedpokoju, w którym Bartek ułożył jodełkę z rozbiórkowej cegły, nie tylko wchodzi się do pokoju dziennego, lecz także wkracza do innego, osobnego świata, z własnym osobnym rytmem, z historią pisaną niespiesznymi porankami, codziennymi obowiązkami, wieczorami przy kominku, wspólnymi posiłkami — przy długim drewnianym stole, na talerzach nie od kompletu, przy blasku świec z wosku pszczelego, i prawdziwym domowym jedzeniu, które łączy pokolenia. Wszystko tu jest ciekawe i wciągające. Fornirowana ława, witryna na czterech nóżkach stojąca pod ścianą, pełna naczyń, przedmiotów, najbardziej osobistych fotografii. Edyta mówi, że to jedyne meble, które zostały w mieszkaniu po poprzednich właścicielach. Sfatygowane krzesła nie od pary, stara lampa przywieziona z Wrocławia, tańczące jakby od niechcenia papierowe żurawie. Przyglądam się ruchom cieni, które tworzą na ścianie. Najciekawsze jest jednak to, co usunięte z oficjalnej ekspozycji. Rzeczy schowane pod blatem, przezierające zza szybki witryny, ukryte w kącie, zakurzone i nieco zapomniane.
Kadr 4. Sypialnia rodziców
Sypialnia jest niewielka. Tuż pod oknem szeroki parapet. Miękki koc, pięć poduszek. Proste łóżko i nocny stolik. Na nim lampka i kilka książek. Jedna strona Jej, druga Jego. Spotkanie w połowie drogi. Ze ściany z podłogowych desek, których nie mieli serca wyrzucić, spoglądają na mnie Oni. Zatrzymani w czasie na fotografiach ze ślubu w 2012 roku. Ale i tak najważniejsze jest okno: widok, który się z niego rozciąga, na plac Adama Mickiewicza, na ulicę pokrytą złotym dywanem, i światło, które rano przesuwa się po ich dłoniach, twarzy, wędruje po kołdrze. Biegnie przez kartki papieru w otwartej książce, na koniec przepływa po podłodze. Kiedy ten taniec się kończy, Oni zaczynają dzień.
Edyta siada na łóżku ze Stasiem, Ajka wygląda przez okno. Hania, która jeszcze przed chwilą towarzyszyła mamie, znika w swoim pokoiku. Gdy zaglądam, Ona siedzi przy biurku ze spuszczoną główką, cichutko chrapie.
Odtąd żyli sobie długo i szczęśliwie, a Jan bardzo uważał, żeby nie robić nic szybciej, niżby mogła nadążyć za tym jego dusza. Uczynił też jeszcze jedną rzecz — zakopał w ogródku wszystkie swoje zegarki i walizki podróżne. Z zegarków wyrosły piękne kwiaty podobne do dzwonków, w różnych kolorach, walizki zaś wykiełkowały w potężne dynie, którymi Jan żywił się w ciągu wszystkich następnym spokojnych zim.
— Olga Tokarczuk, Zgubiona dusza
Kadr 5 i 6. Pokoje dziecięce
Starą witrynkę Edyta uratowała przed spaleniem, stół krawiecki z długą historią dostali w prezencie. A tamtych krzeseł nie byłoby tu, gdyby nie ognisko baletowe w podwórzu, skąd, co jakiś czas, rzeczy trafiają na śmietnik. Półki są z szuflad znalezionych w piwnicy, łóżeczko przyjechało ze Szwecji. Biurko z szufladkami zbijał Bartek z desek, nadgryzionych przez czas i korniki. Niespiesznie przechodzę z pokoju do pokoju, potykając się o piękne zabawki, inne niż te, które znam.
muślinowe kocyki
dziergane kamizelki
bawełniane lalki
drewniane cymbałki
tkane z wełny makatki
Obracam w dłoni drewniany ser i odkładam na miejsce. Pamiętam, że na końcu korytarza Bartek wybił w ścianie norkę dla myszy. I że brakuje jej właśnie tego sera.
Kliknij na zdjęcie, aby je powiększyć.
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz