Po dwudziestu dwóch latach życia w Centrum, Dorota i Andrzej zapragnęli egzystencjalnego „powrotu do domu”, do korzeni; na Pogodno, w które wrośli. Rodzinny dom Męża, w którym mieszkali zanim przeprowadzili się do mieszkania w kamienicy, wyburzono z powodu fatalnego stanu technicznego, następnie postawiono od podstaw zgodnie z filozofią feng shui.
Tę rozmowę zaproponowałam Dorocie podczas mojej pierwszej sesji refleksoterapii twarzy. Gabinet, przytulony do ściany domu terapeutki, to miejsce, w którym można osiągnąć duchową odnowę. Przy świecach i kadzidle, o zapachu drzewa sandałowego.
W Centrum mieszkałaś blisko 22 lata. Tliła się w Tobie czasem myśl, żeby rzucić swoje miejskie życie i wrócić na Pogodno?
Podskórnie czułam, że nie jest to miejsce docelowe mojej podróży; swego rodzaju przystanek ostateczny. Szum, warkot; cała ta esencja „miejskości”, z wiekiem zaczyna przytłaczać. Im bardziej starasz się być na nią głucha, tym silniej Cię ona absorbuje. Pogodno jest ciche i wyciszające. Przynajmniej dla mnie.
Przeprowadzka na Pogodno, zmieniła Twoje życie?
Wiesz, inaczej odczuwasz Centrum, gdy masz trzydzieści lat, jesteś spragniona bodźców, a Centrum jest idealne do zbierania wrażeń, inaczej gdy czterdzieści, lecz kiedy dochodzisz do pięćdziesiątki, zmieniasz owo odczuwanie, przemodelowujesz percepcję; ja uwrażliwiłam się na zmysły. Teraz, co rano, siadam sobie na ogrodzie, i tak się podchmielam tymi dźwiękami natury.
Masz to szczęście, że Twój dom stoi tuż pod lasem.
Z lasu wciąż czerpię najwięcej inspiracji.
Nietrudno zauważyć, że symbioza z naturą są w Twoim domu na pierwszym miejscu. Dużo w nim drewna.
Zatem zwróciłaś uwagę na ten żyrandol w jadalni.
Upodobałam go sobie szczególnie. Czyżby patent aranżacyjny na poprawę przepływu energii?
Faktycznie to jeden z tych elementów, który równoważy przepływ Chi. Skądinąd z takim zamiarem został zaprojektowany ten dom; w zgodzie z filozofią feng shui. Chodziło o to, aby dom był dla nas miejscem sprzyjającym; abyśmy mogli tu zrealizować wszystkie swoje możliwości. Myśmy przecież wyburzyli go i postawili na podstawie ekspertyzy feng shui. Konsultant wymierzył działkę i określił, pod jakim kątem ma być dom skierowany. Pamiętam, że trzeba było go o dwa stopnie przesunąć. Podobnie wejście do gabinetu; drzwi musiały być przesunięte o dziesięć centymetrów.
Fachowcy z Tobą łatwo nie mieli.
Ba, kręciłem nosem i marudziłam, bo, a to trzeba było coś przesunąć, a to przestawić. Koncert życzeń. Ja od samego początku miałam spójną, konkretną wizję, jak wyglądać ma ten dom. Na pewno wiele zależało od kanapy. Tak zarządził mąż: „kanapa idzie z nami”. Ona pojawiła się w domu jako pierwsza i to pod nią urządzałam wnętrza. Walizki teścia, siedemdziesięcioletnie, też musiały z nami iść. Z kolei te krzesła i ten stół mają dziewięćdziesiąt lat! Przywieźliśmy je z Berlina, w knajpie stały. Pomyśl, ile ludzi musiało przy tym stole biesiadować; o ilu sprawach ten stół wie. A tu akwarium; silne remedium ochronne, musiało stanąć w określonym miejscu. Dobór ryb także miał znaczenie. Osiem ryb musi być złotych lub czerwonych. Jedna musi być czarna, ponieważ czarna ryba absorbuje całe niekorzystne Chi. Nam odeszła dwa tygodnie temu, więc dla zachowania równowagi, muszę postarać się o kolejną.
Sąsiedztwo. Jacy ludzie mieszkają na Pogodnie?
Pełni konwenansów, dobrze wychowani. Kindersztuba nie jest tutaj czymś sztucznym, wymuszonym, takie mam wrażenie. Kradzieże i rozboje, to się tu nie zdarza. Nie mierzi chamstwo i chamski język. Grzecznie mówimy sobie „dzień dobry” i „do widzenia”, czasem uściśniemy dłoń. Mąż mówi, że ludzie, tutaj, emanują dobrą energią, aurą niesamowitości. Zgadzam się z nim. Zresztą uważam, że on dopiero tutaj odzyskał siłę życia.
Wiedziesz życie w bocznej uliczce niedaleko rynku. Jeśli zakupy to na targowisku czy w supermarkecie?
Oh, Rynek Pogodno, mój ukochany — ot urok Pogodna, to, że po zakupy mogę iść pieszo, po świeże warzywa, jaja, mięso. A supermarkety choć tłoczne, są anonimowe. Nie tworzą więc ani wspólnoty, ani wzajemnych relacji. Nie odpowiadają mi takie miejsca, więc zakupy robię tylko na rynku. Wcześniej, tam, gdzie teraz stoi Biancafe był warzywniak. Owoce, warzywa, tam wtedy robiłam zakupy. Teść na tę budkę mówił „internet”, bo to taki zbiorczy punkt był, gdzie wszystkie przekupki się zbierały i plotkowały.
A więc niczego Ci tu nie brakuje.
Niczego. Jest las, park, jezioro, tu jest Filia; knajpka. Można sobie usiąść, winko wypić na zewnątrz, tym bardziej że jest przyjemnie, bo zadbali o park Łyczywka. Jak mam jechać do Centrum, coś załatwić, to robię się chora.
Zajmujesz się terapią ciała i duszy. Dlaczego?
Nasze dziecko od małego chorowało, a ponieważ zalecane terapie mu nie pomagały, zwróciłam się w stronę medycyny naturalnej. Dużo jeździłam, szukając pomocy u zagranicznych specjalistów. W końcu w Berlinie znalazłam lekarza, który mi Tomka w ciągu dwóch lat wyleczył. Już wprowadzenie diety Pięciu Przemian pozytywnie na niego wpłynęło. To zapoczątkowało moje łapczywe pożeranie książek, a później ukończenie studium psychotronicznego, więc była to naturalna kolejność, mimo że nigdy do głowy by mi nie przyszło, że będę się tym zajmować, bo ja pracowałam w biurze, byłam taką typową biurwą. Pamiętam, że na trzecim roku miałam refleksologię stóp i już po pierwszych zajęciach wiedziałam, że będę się tym zajmować. Później zafascynowała mnie refleksologia twarzy, terapia czaszkowo-krzyżowa. Ale to tylko techniki. Ja promuję podejście totalne, całościowe. Rzecz w tym, że pacjenci przychodzą do mnie z licznymi przypadłościami natury duchowej i cielesnej, zapominając, że żadna technika nie przyniesienie oczekiwanego rezultatu, jeśli nadal będą oni truć się rygorystyczną samokontrolą, obwinianiem samego siebie, ocenianiem innych, co przecież pożera energię.