Zabierają ze śmietników to, z czym inni nie chcą już mieszkać. Wyłapują ikony designu, wciąż żywe w sercach pamiętających stylistykę dekady rodziców i dziadków. Wskrzeszają przedmioty, które straciły właściciela i przydatność. Zrządzeniem losu zyskują jednak nową.
70-metrowe mieszkanie Izabeli i Marka znajduje się w modernistycznej kamienicy przy szczecińskich Jasnych Błoniach i oddaje nie tylko gust jego mieszkańców, ale także wewnętrzny paradygmat. Właściciele bowiem to para, której bliska jest kultura zero waste i ratowanie niechcianych, zepsutych przedmiotów, by ponownie je wykorzystać.
Zabieranie rzeczy ze śmietników nie jest już ekscentryczne. Na fejsbukowych grupach typu Perły z odzysku – Vintage PRL Design, użytkownicy z dumą prezentują „upolowane” na śmietniku, następnie zreanimowane skoczki, chierki, liski czy zajączki. Poza meblami pożądane są szkło, porcelana i ceramika. Takie rzeczy przygarnia się jak sieroty. Są osierocone, porzucone przez właściciela, domagają się opieki. W kulturze przesytu to działanie godne podziwu. Ten podziw wynika też z ilości smakowitych historii, które można ocalić. Nawet jeśli są skromnie skrywane, prowokują do snucia domysłów.
Najbliższe ich sercu znalezisko to kultowe krzesło — model 290, zaprojektowane w latach 60. XX wieku przez duńskiego architekta, Steena Østergaarda. Dla Izabeli i Marka, kaczorek (jak pieszczotliwie je nazywają), ma dużą wartość, bo znaleźli je na początku swojej zbierackiej przygody. Marek — samouk, który renowacji uczył się na meblach pozostawionych przez poprzednich właścicieli mieszkania, znalazłszy wysłużone krzesło, od razu wiedział co z nim zrobić. Zmatowił papierem ściernym, nałożył gładź szpachlową w miejscach ubytków i rys, wygładził, położył podkład, wreszcie kilka warstw wściekle żółtego lakieru. Następne były krzesła projektu Rajmunda Hałasa. Niegdyś zdezelowany model 200-190, dziś jest prawdziwą perełką w tym wnętrzu. Para nie zabiera rzeczy zbędnych i przypadkowych. Jedynie takie, które są aktualnie w kręgu ich zainteresowań. Zgodnie podkreślają, że upatrzone przedmioty muszą być do odratowania — rozpoznawanie stanu i kondycji upatrzonego mebla nie jest wcale takie proste i wymaga doświadczenia zdobywanego w trakcie „łowów” w rozlicznych śmietnikowych altankach.
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz