A więc Natalia Kaplita.
I
Szczupła, niewysoka, o drobnej twarzy i tkliwo-bystrych oczach. Nosi krótką fryzurę, styl ma każualowy. Budzi uśmiech na twarzach innych ludzi na zasadzie jakiegoś czarodziejskiego mechanizmu.
II
Ręce ozdabia ważnymi dla siebie symbolami. Słonecznik ma przypominać o szukaniu powodów do radości. Gdy życie podsuwa chwile słabości, Unalome woła: dziewczyno, złap dystans, zmień perspektywę. O tym, by biec w kierunku celu, z zapałem i żarem, jest czakra splotu słonecznego. Węzeł jest o fundamencie rodzinnej egzystencji; bliskości, która nie ocenia, słucha, poświęca czas. Jest też Irys, powiększony jak eksklamacja, bo to jej kwiat.
III
Jej olfaktoryczny świat ma zapach eukaliptusa i papieskich szat — żywicy olibanowej, opoponax, labdanum. Pachnidła ubrane w pękate flakony są nie tylko przyjemną formą wyrażania siebie, ale osobistym dziennikiem jej wędrówek. Przenoszą w miejsce i czas.
IV
Cienkie serpentyny pachnącego papierku Papier d’Arménie rozprężają się w powietrzu. Jasne smużki dymu kadzidła Nag Champa wirują w rytualnym tańcu. Przez szczeliny i dziurki od klucza sączy się ospale miękka mgła, żeby osiąść — na skórze, na włosach, na pościeli, na wszystkich jej fałdach. Mistyczna woń projektuje domową przestrzeń i dekoruje ją.
V
Sól na grejpfrucie, tak kwaśnym, że wykrzywia usta w cierpkim grymasie. Błysk pioruna rozświetlającego na chwilę letnie burzowe niebo. Kąpiele w jeziorze, i skóra rozgrzana słońcem. Gorąca herbata z liści malin, z łyżką miodu i chlustem pomarańczowego soku. Chrupiący w mrozie śnieg. Szorstkość bawełny i surowa sztywność białych, wykrochmalonych tkanin. Naleśniki, pod malinową kołderką, polane grubo miodem i roztopionym masłem. Cheetosy serowe jedzone pałeczkami. Cząstki jabłka Ligol maczane w miodzie. Jej chwile prostego szczęścia i prostych radości.
VI
Sztuka przynosi jej rozkosz. W sztuce znajduje schronienie. Poza umiłowaną przez Natalię Żółtą skalą Františka Kupki, do domu zaprosiłaby fotografie z serii Last Resort Martina Parra, Football Janet Fish i Portret V. E. Meyerholda Konczałowskiego.
VII
Ładne wnętrze skrywa codzienność — cudaczną, wymykającą się. Jest pełne subtelnych zgrzytów, śladów zużycia, nieodmówień i dyskretnych prowokacji; kolorów, form i materiałów, które choć pozornie do siebie nie pasują, w osobliwy sposób, za sprawą energii miejsca i wpisanych w nie gospodarzy, wydają się być idealnie na swoim miejscu. Dobre wnętrze — spełnia wymogi funkcjonalności. Dobrze, jeśli idea artyzmu nie pozostaje przewodnia.
⠀
⠀
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz