Karolina „Inu” Grembowska, pochwała sztuki domowej
Staje u drzwi kamienicy, w której znajduje się pracownia Karoliny Grembowskiej. Naciskam guzik domofonu i czekam, aż artystka mnie wpuści. Gdy wchodzę do budynku, drzwi na parterze otwierają się. „Cześć!” — słyszę. „Inu jestem, zapraszam do siebie”.
Karolina, Ina, Inuś, Inusia, Inuinka: spodnie luźne, musztardowe, przybrudzone zakrzepłą farbą w odcieniu amarantu bluzka z białej koronki podekscytowana dziecinna prawie twarz mokasyny z frędzlami uśmiech, słodycz 26 lat niedoskonała skóra gruba kreska na powiece namalowana eyelinerem różowe pudrowe włosy, rozpuszczone przywodzą na myśl chwile jedzenia lodów i waty cukrowej łagodny tembr głosu buńczuczny kolczyk w nosie kolczyki z chwostami w uszach, boho jak egzotyczny ptak gdy staje, stopy stawia do siebie nosi aparat ortodontyczny nieskrępowana fantazja
W jej pracowni znajduje się duży prostokątny stół, vintage, ten sam, przy którym odbyły się pierwsze warsztaty tkania makatek, welurowy fotel, obryzgane farbą biurko oraz oparta o ścianę drabina, której szczeble służą jako podręczne półki. Pod ścianą stoi podłużne lustro z sercem namalowanym szminką, a żółty kredens stanowi podstawę dla grafik, m.in. Loli Łuć, która sportretowała Karolinę. Odbijający się w lustrze obraz, pociągnięty jest od lewej do prawej falującym pasmem farby i przedstawia wodę oddzielająca się od nieba. To prezent od Kasi Ekes, wiernej obserwatorki profilu Karoliny na Instagramie. I jeszcze rośliny, gdziekolwiek spojrzeć, przepychają się ku słońcu. Wysoki na ponad trzy metry regał gnie się pod ciężarem kłębków włóczki. Jeśli barwy — to pastelowe. Pastelowy róż, pastelowy niebieski. Albo odcienie, które przywodzą na myśl kolory ziemi: ochry, ziemi sieneńskiej.
Pracownia jest ważnym elementem twórczości Karoliny. W przestrzeni, która jest także jej własnym pokojem, Inu swobodnie kształtuje drogę powstania swojego wyrobu: od inspiracji, po rozwój koncepcji, dojrzewanie wizji i spełnienie. W okolicznościach sprzyjających odkrywaniu własnej tożsamości powstają makatki, które niemal wszystkie łączy wspólny rys — w większości projektów Inu pokazuje siebie, nie szlifuje niedoskonałości — oddaje jej hołd, jakby tkała na krośnie swój autoportret, żadnych przebrań i masek, niech żyje autentyk!
*
Po gęstych kadrach hipnotyzujących deseni, przedmiotów codziennego użytku, bibelotów, gadżetów, wybujałych roślin, wrosłych w parapety, konsole, regały, rozkrzaczonych w kątach pracowni, przychodzi odprężenie w postaci makatki utrzymanej w najprostszych kolorach: bieli, szarości i beżu. Na pamiątkę tamtej wizyty.